Dzisiaj drugie podejście do marchewki. Dzisiaj było podobnie jak wczoraj, z tą różnicą, że Pola wyrwała mi łyżeczkę i nie dawała sobie jej odebrać w prosty sposób :) Musiałam więc używać całego swojego uroku osobistego i siły perswazji, by moja córcia zechciała mi ją udostepnić na kilkanaście sekund - akurat by nabrać małą porcyjkę i spróbować wcelować do jej pyszczka. :) A ta sztuka, sztuka celowania do pyszczka, nie jest wcale a wcale rzeczą prostą. O czym doskonale wiedzą chyba wszystkie mamy :)
Marchewka - bilans:
2 łyżeczki dla Poli, reszta, czyli kilka łyżeczek, dla Mamusi (i otoczenia) :)
Jutro też spróbujemy :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz