Dzisiaj po raz pierwszy Polunia dostała (prawie) dorosłe jedzonko - marchewkę :) Szło nam nawet, nawet... nie najgorzej. Bałam się, że Pola po niewesołych przecież doświadczeniach z lekarstwami, nie będzie zainteresowana moimi propozycjami by coś znalazło się w jej buzi. Fakt, czasem ciut się krzywiła, gdy ilość marchewki była za duża na raz, ale generalnie ciamkała sobie powolutku malutkie ilości. Śmieszną minkę miała :) Coś na pograniczu obrzydzenia ("czyżby znowu lekarstwo?!"), zaciekawienia ("a co to to to skoro to to nie lekarstwo?") i zdziwienia ("hmmm... {ciumk ciumk}
Marchewka - bilans:
1 łyżeczka dla Poli
Reszta, czyli kilka łyżeczek, dla Mamusi (i otoczenia) :)
Jutro też spróbujemy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz